„Trzy tygodnie później Artur podjechał pod Hotel Marty.
Wcześniej zrobiona rezerwacja nie zapowiadała, aby miało się wydarzyć coś szczególnego. Jednak, jak się okazało, mylił się.
Trzygwiazdkowy hotel znajdował się bardzo blisko plaży. Posiadał zamykany podziemny garaż, co brzmiało naprawdę nieźle. (…)
Podchodząc do recepcji, przywitał się i zapytał pani, w jaki sposób może wjechać do garażu.
Za ladą recepcyjną siedziała dziewczyna o długich ciemnych, rozpuszczonych włosach, w wieku około 25 lat, w kolorowej bluzce
i ciemnych spodniach, pracująca przy komputerze.
Recepcjonistka, nie odrywając prawie wzroku od komputera, mając słuchawkę telefonu przy lewym uchu (chciał wierzyć, że robiła rezerwację), podała mu białą kartę magnetyczną z niezgrabnie napisanym ręcznie wyrazem MASTER i poinstruowała: „Proszę przyłożyć do czytnika”. Wziął kartę, wsiadł do samochodu, podjechał jeszcze raz pod szlaban, przyłożył i sezam się otworzył. – „Dobra jest” – pomyślał.
Z parkingu do hotelu prowadziła oznakowana klatka schodowa. Całe szczęście, że miał kartę, bo drzwi do klatki schodowej również były otwierane za pomocą karty magnetycznej.
Po chwili ponownie znalazł się przy ladzie recepcyjnej.
– Oddaję kartę, dziękuję – zwrócił się do recepcjonistki.
Dziewczyna nadal siedziała, ale nie rozmawiała już przez telefon.
– Mam u państwa rezerwację.
– Jak nazwisko? – zapytała.
Artur podał nazwisko, na jakie dokonana była rezerwacja, po czym zwrócił się do recepcjonistki.
Po spojrzeniu w monitor komputera odpowiedziała, że wszystko się zgadza, potwierdziła termin pobytu i podała informację o rodzaju pobytu (pakiet „Złota polska jesień”) oraz podała Arturowi kartę do pokoju.
– Proszę, tutaj jest pana karta, pokój 112 na parterze, jest tu, po prawej – wskazała ręką. – Śniadania na parterze w restauracji od ósmej rano.
– A czy to jest pokój z dużym łóżkiem? – zapytał Artur.
– Nie mam wolnego pokoju z takim łóżkiem, ale wyślę ochroniarza, to panu złączy – odparła (nadal siedząc).
Artur pomyślał w duchu, że od biedy z ochroniarzem dadzą radę.
– Mam do pani jeszcze pytanie. W jaki sposób wjeżdża się do garażu?
– Tą samą kartą co do pokoju otwiera się bramę – odpowiedziała, wskazując na kartę, którą Artur trzymał w ręce.
– A jak się nie ma karty?
– Każdy gość ma kartę, bo dostaje ją przy meldunku.
– Ja nie miałem.
– Bo się pan jeszcze nie zameldował.
– Żeby się zameldować, trzeba najpierw zaparkować samochód. A żeby zaparkować w garażu, to trzeba tam wjechać. A żeby wjechać, to trzeba się zameldować. Dobrze rozumiem? To jak mam wjechać, żeby się zameldować i dostać kartę, żeby wjechać?
– Jakoś sobie pan poradził.
– A jak już będę miał kartę, to wjadę bez problemu?
– Tak.
– Ale czytnik kart jest po stronie pasażera, a nie kierowcy, a takich długich rąk nie mam, a przyjechałem bez pasażera, który by mi mógł przyłożyć.
– Goście sobie radzą – odpowiedziała szybko i bez większego namysłu recepcjonistka”.
Tyle niedokończona historia ….
Poza Arturem z cytowanego fragmentu, do poznania sowich hoteli zapraszają nasi bohaterowie: Konrad i Marta i ich zespół z Hotelu Marty oraz Dorota i Paulina wraz ze swoim zespołem z Hotelu Doroty, którzy „przypadkowo” poznają się na klubowym spotkaniu i postanawiają niezależnie od siebie diametralnie zmienić dotychczasowe sposoby pracy w swoich obiektach.